„Uczynienie z ludobójstwa dokonanego przez Ukraińców głównego punktu zagłady Kresów jest fałszowaniem historii, a nie przywracaniem prawdy” – pisze na portalu Niezalezna.pl Katarzyna Gójska.
Dyskusja nad zagładą Kresów, jaka toczy się intensywnie dopiero od kilku lat, zdaje się zmierzać na fałszywe tory. Sprowadzana jest bowiem do tematu ludobójczej zbrodni dokonanej na naszych rodakach przez ukraińskich nacjonalistów, jakby to dramatyczne wydarzenie było początkiem końca kresowego świata, jakby nie było innych równych mu nieszczęść, które spadły na Polaków na Wschodzie. W Sejmie jest propozycja ustanowienia święta państwowego w dniu rocznicy tzw. krwawej niedzieli. Do rangi problemu w relacjach międzynarodowych urasta niechęć Ukraińców do przyznania prawdy o akcjach UPA wobec obywateli RP narodowości polskiej. Dlaczego o tym piszę? Bynajmniej nie dlatego, by umniejszać tragedię, do jakiej doszło przeszło 70 lat temu na Wołyniu i innych ziemiach II Rzeczypospolitej. Ale by pokazać, iż zaczynamy działać wybiórczo – zażarcie walczyć o prawdę na temat jednych wydarzeń (i dobrze), a milczeć na temat innych, choć ani nie były mniej okrutne, ani nie pochłonęły mniej ofiar – nawet przeciwnie. Inny był tylko sprawca – Związek Sowiecki. 11 sierpnia 1937 roku decyzją najwyższych władz tego zbrodniczego kraju rozpoczęła się tzw. akcja polska. Miała czysto narodowy charakter – mordowano ludzi pochodzenia polskiego. W tym ludobójstwie zginęło około 200 tysięcy naszych rodaków, tysiące wysiedlono, część z nich po prostu nie przeżyła wywózek. Federacja Rosyjska, spadkobierczyni ZSRS, ani nie przyjmuje prawdy o tej okrutnej zbrodni, ani nie pozwala jej badać, upamiętniać, czcią otacza jej wykonawców, dzisiejsze jej służby nawiązują tradycją do formacji, które wycinały w pień Polaków. U nas na ten temat panuje cisza. Nie oburzamy się, nie grozimy, nie potępiamy. Przeciwnie – jakbyśmy o tym nie wiedzieli. Zagładę kresowych ziem RP rozpoczął dzień 17 września 1939 roku. Gdyby nie napad Sowietów na Polskę, który przesądził o klęsce i okupacji naszego kraju, do żadnego ludobójstwa na Wołyniu czy gdziekolwiek indziej by nie doszło. Państwo polskie nigdy by do tego nie dopuściło. Najpewniej relacje z częścią ukraińskiej mniejszości byłyby bardzo zaognione, być może doszłoby do krwawych incydentów, ale nigdy do ludobójstwa. Nie wymieniam zbrodni sowieckich dokonanych na wschodnich terenach Rzeczypospolitej po wrześniu 1939 roku – ich skala też jest przecież ogromna. Uczynienie z ludobójstwa dokonanego przez Ukraińców głównego punktu zagłady Kresów jest fałszowaniem historii, a nie przywracaniem prawdy. Jest też oznaką słabości naszego państwa, które z pełnym impetem żąda ekspiacji od spadkobiercy morderców, który jest dziś słabszy i na atakowaniu którego różne formacje mogą zyskać kilka politycznych punktów. Przyznam, iż ten drugi aspekt budzi odrazę – politycy Kukiza, PSL, SLD wiedzą, że rodziny ofiar ludobójstwa ukraińskiego są dziś znaczącą grupą wyborców, których głosy mogą przesądzić o ich obecności w parlamencie. Żerują więc bez opamiętania na ich jakże słusznym poczuciu krzywdy i niesprawiedliwości. W ramach tzw. akcji polskiej komuniści zlikwidowali całą społeczność. Nie ma dziś w Polsce grupy potomków, którzy upomnieliby się o prawdę o ich losie, a tym samym nie ma wyborców żywo zainteresowanych tym tematem. Poza tym sprawa dotyczy Federacji Rosyjskiej, a zdecydowana większość dzisiejszych politycznych orędowników jak najostrzejszych rozmów z Ukrainą traci zainteresowanie obroną prawdy, gdy w grę wchodzi interes Moskwy.
Katarzyna Gójska

Redaktor naczelna miesięcznika „Niezależna Gazeta Polska – Nowe Państwo”

Wbrew opinii rosyjskich marionetek w Polsce, którzy do utraty tchu z maniakalnym uporem bronią „dobrego imienia” putinowskiej „białej Rosji”, Putin nie porzucił ponurej sowieckiej spuścizny. Odwrotnie, jest szczerze dumny z tego okresu w historii Rosji i uważa, że ZSRR był Rosją – Rosją sowiecką.

PRZECZYTAJ:

Rosja Putina to prawny i ideologiczny spadkobierca ZSRS

Czy polskie ofiary NKWD nie zasługują na pamięć?

W trakcie przedwyborczej telewizyjnej ustawki Władimir Putin stwierdził, że gdyby mógł zmienić coś w historii: „Nie dopuściłbym do upadku Związku Radzieckiego”.

Kilka przed tym, w trakcie dorocznego orędzia do obu izb rosyjskiego parlamentu Putin bezpośrednio i jasno stwierdził, że uważa ZSRS za Rosję – Rosję sowiecką.

Władimir Putin, w corocznym przesłaniu Rady Federacji, akurat po Pomarańczowej rewolucji na Ukrainie, oświadczył: „Przede wszystkim, należy uznać, że krach Związku Radzieckiego był największą geopolityczną katastrofą stulecia. Dla rosyjskiego narodu stał się on prawdziwym dramatem”. Sądziliście, być może, że prawdziwym dramatem były wielomilionowe ofiary? Dla tych, którzy nie zrozumieli, Włodzimierz Putin dodał, że „utrzymanie państwa na rozległym obszarze, zachowanie unikalnej wspólnoty narodów, przy silnych pozycjach kraju – to nie tylko ogromna praca. To jeszcze i znaczne ofiary naszego narodu. Akurat taką jest tysiącletnia droga Rosji”.

Co więcej, po dojściu Putina do władzy, rosyjscy czekiści zaczęli demonstracyjnie i otwarcie szczycić się przeszłością swoich poprzedników. Na przykład, Nikołaj Patruszew, przewodniczący Federalnej Służby Bezpieczeństwa, w wywiadzie dla „Komsomolskiej prawdy” z dn. 20 grudnia 2000 roku poświęconym obchodom Dnia Czekisty, oświadczył: „Nie zrezygnowaliśmy ze swojej przeszłości, Historia Łubianki przeszłego stulecia, które odchodzi, to nasza historia”.

Przypomnijmy, na początku listopada ubiegłego roku prezes Zarządu Ośrodku Analiz Strategicznych Witold Jurasz zadał trafne pytanie: „Jeśli twardo gramy z Kijowem to czemu nie nakładamy sankcji na Rosję, która kłamie nie mniej, a więcej?”.

Jagiellonia.org

ZOBACZ TAKŻE:

Rozstrzelać Polaków!

Witold Jurasz: Jeśli twardo gramy z Kijowem to czemu nie nakładamy sankcji na Rosję, która kłamie nie mniej, a więcej?

Adam Borowski: Rosja Putina to prawny i ideologiczny spadkobierca ZSRS

Jubileusz 100-lecia Czeka. Szef FSB wybiela czekistów, enkawudzistów i kagebistów odpowiedzialnych za zbrodnie przeciwko ludzkości