Pod koniec XVIII wieku Rzeczpospolita zniknęła z mapy Europy. Trzech zaborców: Rosja, Prusy i Austria rozerwało szlachecką Polskę. Polacy, Litwini, Ukraińcy, Białorusini oraz inne narody straciły najdroższy skarb – wolność i ojczyznę. Europa Wschodnia pogrążyła się w mroku carskiego despotyzmu. Lecz naród nie poddał się, a ojczyzna nie zginęła. Żyła w sercach tych, którzy pielęgnowali wiarę, język i tradycję przodków. Dla jej wolności oddawali życie patrioci z Polski, Litwy i Rusi (Ukrainy): powstańcy kościuszkowscy, legioniści Księstwa Warszawskiego, uczestnicy zrywu listopadowego oraz bohaterowie powstania styczniowego.

Wśród nich byli mieszkańcy Żytomierza i okolic – słynni bojownicy o wolność i niepodległość, a mianowicie: Joanna Żubr, pierwsza dama Orderu Virtuti Militari, która otrzymała go za bohaterską postawę podczas kampanii napoleońskiej w 1812 roku[1], oficer jazdy armii Księstwa Warszawskiego i generał powstania listopadowego Karol Różycki[2], bohater powstania listopadowego Michał Czajkowski (Sadyk Pasza)[3], uczestnik powstania listopadowego i członek Stowarzyszenia Ludu Polskiego Kacper Moszkowski[4], jeden z najwybitniejszych przywódców politycznych powstania styczniowego Stefan Bobrowski[5], uczestniczka powstania styczniowego, adiutant gen. Langiewicza Anna Henryka Pustowójtówna[6], absolwent pierwszego męskiego gimnazjum w Żytomierzu Zygmunt Sierakowski[7], organizator powstania styczniowego Jarosław Dąbrowski[8], naczelnik wojenny województwa wołyńskiego w powstaniu styczniowym Edmund Różycki[9], generał powstania styczniowego Zygmunt Padlewski[10] i wielu innych.

W czasie „drugiej wojny polskiej” – jak nazwał Napoleon Bonaparte swą kampanię rosyjską − władze carskie stosowały w Żytomierzu politykę zastraszania i represji.

„W roku 1812 twarda dłoń generała Ertela zaciążyła nad miastem. Doszukiwał się on śladów sympatii dla kampanii napoleońskiej. Wówczas odbyło się parę krwawych egzekucji z rozkazu tego generała i omal nie został stracony w Żytomierzu, podejrzewany o sympatie dla Francuzów, Wojciech Pruszyński, ziemianin z Owruckiego. Już był do słupa przywiązany i skierowano karabiny do jego piersi; goniec urzędowy, od wyższych władz z Kijowa przybyły, wstrzymał w ostatniej chwili egzekucję. Pruszyńskiego do Kijowa odwieziono” – pisał Marian Dubiecki[11].

Wymieniając znanych bohaterów ruchu narodowowyzwoleńczego, warto przypomnieć postać Joanny Boczkowskiej „Joasi”, dziewczyny o szlachetnym sercu, która mieszkała w Żytomierzu w czasie powstania listopadowego. Jej wzruszającą historię opisał w książce Na Kresach i za Kresami. Wspomnienia i szkice w rozdziale Dawny Żytomierz Marian Dubiecki:

„Listopadowa epoka wstrząsnęła bliskimi okolicami miasta, lecz nie miastem. Dochodził szczęk oręża spod Mołoczek, z Owruckiego; echo śmiałego pochodu Karola Różyckiego rozbrzmiewało szeroko, ale miasto nie ucierpiało, życie skupiało się jeszcze wtedy prawie wyłącznie na wsi. Dwory ziemian, zaścianki szlacheckie przenikały prądy zapału i nadziei, dreszcze obaw… Gdy jednak wprędce opadły liście „co wyrosły wolne” i nadszedł drugi listopad owej epoki, Żytomierz patrzał na ciągnące szeregi jeńców… Umieszczano ich w budynkach przylegających do kościoła Bernardynów.

Wówczas na widowni życia mieściny ukazuje się postać pełna poświęcenia – młodej dziewczyny, opiekunki jeńców, nazwisko jej Joanna Boczkowska. Powszechnie jednak znaną była pod imieniem »Joasi«. Młoda, niezamożna dziewczyna skupiała w sobie całą troskliwość o jeńców i dobroczynność miasta. Ona czuwała nad chorymi, odziewała i żywiła przeciągających przez miasto lub czas dłuższy tam więzionych i sądzonych. Umiała zdobywać dla swego miłosierdzia środki pieniężne od ludzi zamożnych, umiała omylać czujność straży, przenikać do cel więziennych, nieść słowo pociechy i otuchy, a nawet przyczyniła się do ucieczki paru skazańców. Kasztelan Narcyz Olizar, na którego ferowano wyrok śmierci, już po zapadłym wyroku uciekł z murów bernardyńskich dzięki pomocy i poświęceniu Joasi i po części jej brata Antoniego Boczkowskiego.

Działalność ofiarna Joasi, niesienia pomocy nieszczęściu, trwała lat parę, tj. tak długo, jak długo toczyły się sprawy wynikłe z powodu walki listopadowej. Gdy fale wypadków doszły do pewnej równowagi, Joasia zaślubiła p. Kwiatkowskiego, który był jednym ze skazańców i dzięki jej zabiegom wrócił z wygnania; niemniej jednak i w tych nowych warunkach życia prowadziła dalej swą patriotyczną, ofiarną działalność redempcyjną [wykupu, uwolnienia jeńców – aut.].

Pole do tych prac nie było zamknięte, trwały i później skazywania na podróż niepowrotną, nieszczęść nie brakowało. Do smutnych, zgnębionych szła ze spokojem i pogodą prawdziwego anioła pocieszyciela, dlatego też słusznie ją nazywano Cichym Aniołem. »Widywałem Joasię w różnych wypadkach — mówi L. Siemieński [Lucjan Hipolit Siemieński (1807-1877), polski poeta, pisarz, publicysta, krytyk literacki, tłumacz, uczestnik powstania listopadowego – aut.] – w wypadkach często tak trudnych, że zwyczajna kobieta byłaby sto razy straciła głowę, widywałem zawsze czynną, wszędzie obecną, gdzie ratunek był potrzebny, ucierającą się z władzami, kołatającą do serc bogaczy…«. Zdawało się, że los ją chroni od prześladowań. Stało się inaczej.

W roku 1836 jakaś nieostrożna korespondencja z zagranicy, jakieś dawne podejrzenia spowodowały jej uwięzienie. Przypomniano ucieczkę kasztelana Olizara, przypomniano niedawne zniknięcie jakiegoś więźnia, przez Austrię wydanego, widziano w tych redempcjach rękę dobroczynną Joasi, przypisywano nawet jej zabiegom wykradzenie z więzienia marszałka Stępowskiego [Leon Stempowski (1794-1855), marszałek szlachty powiatu uszyckiego, uczestnik powstania listopadowego na Podolu – aut.], acz ona w tym udziału nie brała – i osnuto z tych zarzutów sprawę groźną.

Kilka miesięcy trzymana w więzieniu, surowo indagowana, smagana rózgami, znieważana w swej godności niewieściej zapadła mocno na zdrowiu; gdy była bliską zgonu, wypuszczono ją na porękę. Po paru dniach tej niby wolności umarła. Zgon jej, zwłaszcza w tak niezwykłych warunkach, sprawił w mieście wrażenie olbrzymie, a pogrzeb stał się manifestacją oddającą hołd poświęceniu i patriotyzmowi. Tłumy, jakich nigdy przedtem razem zebranych w Żytomierzu nie widziano, odprowadziły jej zwłoki do katedry, nazajutrz zaś jeszcze większa ciżba w poważnym milczeniu towarzyszyła trumnie na cmentarz.

Cztery mowy ziemian i obywateli miasta – Feliksa Iwanowskiego, Frankowskiego, Konstantego Millera, Zenona Mogilnickiego – wypowiedziane z niemałym zapałem w kościele, na ulicach miasta i na cmentarzu, głosiły o uczuciach tych tłumów. Dziedziniec kościelny, ulicę Wilską i dalej drogę aż do cmentarza kwiatami usłano… nastrój niezwykle podniosły miasto ożywiał… Nie przeszkadzano uroczystości, ale wnet po pogrzebie odebrano manuskrypty przemówień od mówców i po przeprowadzonych dochodzeniach śledczych zapadł wyrok wywiezienia w głąb Rosji czterech młodych oratorów za to, iż »ośmielili się mieć zuchwałe i nierozsądne mowy«. Feliks Iwanowski został internowany w Permie, inni również w miejscowościach ościennych Uralowi. Ta banicja, trwająca wszakże nie dłużej jak rok, uwieczniła jeszcze bardziej w tradycjach miasta pamięć Joasi.

W szeregach emigracji we Francji długie lata wspominano młode, szlachetne dziewczę z Żytomierza. W dziennikach emigracyjnych, jak w »Trzecim Maja« wydawanym w Paryżu, w »Dzienniku Domowym« wydawanym w Poznaniu, w kilkanaście lat po zgonie Joasi pisano o niej szeroko, wskazując jej poświęcenie, charakter niezłomny, siłę ducha łamiącą kraty i zapory, by nieść pomoc ziomkom”[12].

27 lutego 1861 roku podczas manifestacji patriotycznej w Warszawie (z okazji 30. rocznicy bitwy pod Olszynką Grochowską) rosyjscy zaborcy po raz kolejny pokazali swoje prawdziwe oblicze. Wojsko i policja przelały krew pięciu polskich patriotów. 8 kwietnia na placu Zamkowym Rosjanie jeszcze raz ostrzelali bezbronny tłum. Zginęło sto osób, a kilkaset zostało rannych. Masakra była szokiem dla Polaków i wywołała ogromne poruszenie, to był punkt zwrotny. W społeczeństwie rosło oburzenie z powodu brutalnych działań rosyjskich morderców.

Wiadomości o zbrodniach Rosjan w Warszawie szybko dotarły na Wołyń, Podole i Kijowszczyznę. Polacy byli zszokowani okrucieństwem zaborców. Zaczęły się pojawiać ośrodki oporu i nieposłuszeństwa. Patrioci wezwali rodaków do żałoby narodowej oraz walki o wolność Rzeczypospolitej. Polacy przestali uznawać carskich namiestników. Administracja rosyjska w Żytomierzu błyskawicznie zauważyła ten wzrost aktywności. Przykładowo, gubernator wołyński Drucki-Sokoliński w sprawozdaniu dla kijowskiego generał-gubernatora Wasilczykowa zgłosił, że w Żytomierzu w ręce żandarmów wpadło kilka odezw antyrosyjskich. Wyraził również zaniepokojenie, że według raportów agentów Polacy zbierają się na tajne narady w celach rewolucyjnych.

To była prawda, narady rzeczywiście się odbywały. Świadomi przedstawiciele społeczeństwa pragnęli stawić opór Moskalom. Na początku marca 1861 roku do Żytomierza przybył syn Adama Mickiewicza – Władysław Józef Mickiewicz, by wziąć udział w posiedzeniu Komitetu Wołyńskiego. Podczas spotkania omówiono formy oporu społecznego, sposoby organizowania demonstracji oraz pozyskania środków na stworzenie wydawnictwa literatury podziemnej.

Niedługo potem w katedrze św. Zofii w Żytomierzu została odprawiona uroczysta msza święta, która zakończyła się śpiewem polskiego hymnu narodowego i demonstracją patriotyczną. Następnego dnia w kościele św. Jana z Dukli odbyła się liturgia żałobna za zabitych w Warszawie, z udziałem co znamienitszych polskich rodzin z Żytomierza. Przybyli m.in. marszałek gubernialnego zgromadzenia szlacheckiego Karol Mikulicz, marszałek zgromadzenia powiatowego Lucjan Niewmierzycki oraz pisarze: Aleksander Groza, Antoni Pietkiewicz, Jan Prusinowski i Apollo Korzeniowski.

Wszystkim manifestacjom w Żytomierzu towarzyszyła akcja zbierania środków „na potrzeby Kościoła i Kraju”. Jedną z tych akcji prowadził osobiście biskup diecezji kijowsko-żytomierskiej Kasper Borowski. Zgromadzone fundusze kierowano na potrzeby powstania. W Żytomierzu zorganizowano również zbiórkę pieniędzy dla rodzin zabitych w Warszawie. Nie zapomniano także o drukowaniu i kolportowaniu odezw patriotycznych. Na szczególną uwagę zasługuje odezwa „Wiwat Polonia” oraz wiersz Wołanie z Wołynia do Warszawy.

Zaborcy zareagowali błyskawicznie. 14 marca 1861 roku kijowski generał-gubernator zaalarmował do ministra spraw wewnętrznych Rosji, że w guberniach kijowskiej i wołyńskiej regularnie odbywają się liturgie żałobne za zabitych w Warszawie. Również wołyński gubernator Drucki-Sokoliński w raportach zauważył, że „ruch miejscowych Polaków ma charakter czysto rewolucyjny” i proponował jego gwałtowne stłumienie.

Represje i zatrzymania zmusiły patriotów do zmiany taktyki. W celu uniknięcia aresztowań najbardziej aktywni uczestnicy protestów opuścili miasto.

Jesienią 1861 roku przez południowo-wschodnie rejony kraju przetoczyła się nowa fala protestów. W Żytomierzu były one najliczniejsze. W nocy z 20 na 21 września na placu Soborowym, naprzeciwko kościoła św. Jana z Dukli, został ustawiony krzyż żałobny, ozdobiony girlandami kwiatów, z napisem „pamięci Polaków pomordowanych w 1861 roku”. Okazało się jednak, że Rosjanie obawiali się nawet symboliki chrześcijańskiej. Patrol policyjny zdemontował krzyż i schował go na posterunku[13].

Takie działania zaborców były niezgodne z moralnością chrześcijańską. Oburzenie Polaków nie miało granic. Wiadomość o usunięciu krzyża błyskawicznie rozeszła się po mieście. Po południu tysiące rozgniewanych mieszkańców Żytomierza z polskim hymnem narodowym na ustach maszerowały w kierunku katedry św. Zofii. Ogromne masy ludzkie wypełniły plac Soborowy, ulicę Kijowską i ogród przed domem gubernatora. Ludzie domagali się od władz przywrócenia krzyża żałobnego na jego pierwotne miejsce.

W odpowiedzi Rosjanie użyli siły. Przeciwko demonstracji wyruszyły oddziały żytomierskiego garnizonu wojskowego i policji konnej. Do wieczora ulice miasta oczyszczono. Tymczasem gubernator wołyński poinformował władze w Kijowie o sytuacji w Żytomierzu. Generał-gubernator kijowski bezzwłocznie wysłał telegram zezwalający na wprowadzanie stanu wojennego w mieście.

Kilka dni później car Aleksander II nakazał: „Proszę stan wojenny w Żytomierzu wdrożyć z całą surowością, ma on służyć jako przykład dla innych miejscowości. Wojska lokalizować w domach Polaków, żeby ciężar kwaterunku spadł na nich. Zabronić demonstracji”. 17 października 1861 roku gubernator wprowadził zakaz wykonywania polskiego hymnu, odprawiania mszy świętej oraz liturgii żałobnej bez zezwolenia władz. Zaczęły się masowe aresztowania[14].

Według niepełnych danych w roku 1861 na Ukrainie zorganizowano 260 manifestacji, w tym 142 na Wołyniu[15]. Niestety, pokojowe demonstracje nie przyniosły żadnego rezultatu. Zaborcy nie chcieli iść na ustępstwa, nie chcieli żadnego dialogu. Jakikolwiek kompromis z nimi okazał się niemożliwy. Było to zrozumiałe nawet dla najbardziej umiarkowanych patriotów. W stosunkach z administracją carską pozostał jeden argument – brutalna siła. Wkrótce rozpoczęły się przygotowania do walki zbrojnej.

Powstanie na Ukrainie wybuchło trzy miesiące później niż w Królestwie Polskim. Kierujący walką Tymczasowy Rząd Narodowy w Warszawie ogłosił odezwę do mieszkańców Ukrainy wzywającą do wsparcia swoich braci w Polsce i na Litwie. W sercach Polaków zapaliła się nadzieja.

Dowódcą powstańców na Wołyniu został Edmund Różycki, urodzony w Agatówce w powiecie żytomierskim, syn Karola, powstańca listopadowego, emerytowany oficer armii rosyjskiej. Oprócz niego dowódcami byli Izydor Kopernicki i Aleksander Jabłonowski. Do wybuchu powstania Różycki stale przebywał w Żytomierzu – centralnej siedzibie władz powstańczych na Ukrainie.

W kwietniu 1863 roku podczas narady w Sidorowie z udziałem gen. Józefa Wysockiego, płk. Edmunda Różyckiego oraz Zygmunta Miłkowskiego zdecydowano, że walka na Ukrainie rozpocznie się od szeregu skoordynowanych działań. Różycki miał pobudzić do broni Wołyń, zgodę na przyłączenie się do niego otrzymał wyruszający z oddziałami formowanymi w Galicji gen. Wysocki. Podole miało dołączyć w drugim rzucie wraz z nadejściem z Mołdawii Zygmunta Miłkowskiego.

8 maja, zgodnie ze wspomnianym planem, nad rzeką Teterew na uroczysku Pustocha w pobliżu Żytomierza zgromadził się 850-osobowy pułk kawalerii, tzw. jazdy wołyńskiej, na czele z płk. Różyckim. Wkrótce dołączył do nich oddział Jana Chranickiego, którego zadaniem było zabezpieczenie prawego skrzydła. Dodatkowo do Wołyniaków dołączyła partia Władysława Ciechońskiego oraz oddział kierowany przez szlachcica wyznania prawosławnego Płatona Krzyżanowskiego. Niebawem grupa żytomierskich powstańców podwoiła się.

Rajd jazdy Edmunda Różyckiego z Żytomierza do Połonnego nazwano później „marszem triumfalnym”. Znów jak kiedyś po ziemi dawnych kresów maszerowali żołnierze Rzeczypospolitej. Ponownie zabrzmiały pieśni patriotyczne i mocno biły w piersiach polskie serca.

9 maja jazda pułkownika Różyckiego weszła do Lubara. Miejscowy garnizon oddał miasto bez walki. Przestraszeni Rosjanie złożyli broń i poddali się. Pobłażliwi powstańcy zabrali oręż, a żołnierzy uwolnili. Podczas marszu w kierunku Połonnego rozbrajali zdemoralizowane jednostki rosyjskie praktycznie bez żadnego oporu z ich strony. 12 maja 1863 roku pułk Różyckiego wziął Połonne, gdzie przez pięć dni na próżno czekał na nadejście oddziałów gen. Wysockiego z Galicji.

Następnie udał się w kierunku wschodnim, aby połączyć się z oddziałem Jana Chranickiego. 16 maja w pobliżu Miropola nad rzeką Słucz natknął się na zasadzkę Rosjan. Po dwóch dniach walki niepokonana jazda Różyckiego wycofała się, manewrując najpierw w stronę zachodu, a później w kierunku południowym. Odwrót ochraniała piechota, bohatersko ginąc na polu bitwy. Ojczyzna nie zapomniała o swoich synach. Walki o Miropol zostały upamiętnione na jednej z tablic na Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie napisem „MIROPOL 17 V 1863”.

19 maja oddział Różyckiego zwyciężył w bitwie pod Worobijówką w powiecie zwiahelskim, biorąc do niewoli 39 zastraszonych Moskali. Następnie jazda wołyńska przeniosła się na Podole, licząc na wsparcie miejscowych powstańców. Jednak tam pod komendę Różyckiego przeszła jedynie niewielka grupa Szaszkiewicza w liczbie sześćdziesięciu osób. Razem z nimi obozowali w miejscu legendarnym – w jarze Hańczarycha, w którym – według proroctwa Wernyhory – miał się rozegrać ostateczny bój z Moskalami. Ta prorocza i mistyczna aura podniosła morale polskich bojowników o wolność.

Jednak wkrótce okazało się, że rozpalenie ognia walki na Podolu jest bardzo trudne. Również z Galicji nadal nie nadchodził gen. Wysocki, na którego poparcie liczyli Wołyniacy. Biorąc pod uwagę otwarte naturalne przestrzenie, Podole nie sprzyjało prowadzeniu walki partyzanckiej. Ponadto wróg ściągnął na obszar działań powstańców znaczne siły. W każdym momencie liczne wojska nieprzyjaciela mogły uderzyć ze wszystkich stron.

W takich okolicznościach walka zbrojna straciła sens. Odtąd głównym celem Różyckiego było zachowanie składu osobowego jazdy wołyńskiej, dlatego doświadczony oficer zdecydował przedrzeć się przez granicę austriacką do Galicji. Dołączył do niego Eustachy Klukowski i niewielka część ocalałych pod Mińkowcami oddziałów Chranickiego i Ciechońskiego.

25 maja 1863 roku pod Laszkami siły płk. Różyckiego starły się z 15-tysięcznym zgrupowaniem wojsk rosyjskich. Spod Laszek Wołyniacy udali się do miasteczka Koniecpol, gdzie doszło do kolejnej bitwy ze znacznie silniejszymi i lepiej uzbrojonymi oddziałami nieprzyjaciela. Następnego dnia, 26 maja 1863 roku, niepokonana jazda wołyńska zwyciężyła Rosjan pod Salichą w powiecie zasławskim i przedarła się do Galicji. Ostatni żołnierze oddziału Różyckiego przekroczyli granicę rosyjsko-austriacką po serii zaciętych bitew stoczonych w pobliżu miejscowości Radziwiłłówka 19 czerwca 1863 roku. Tak skończyła się walka zbrojna o wolność i niepodległość na Wołyniu.

Siły przeciwników były nierówne. Przeciwko niewielkiej grupie powstańców stanęły tysiące dobrze wyszkolonych i uzbrojonych Rosjan. W samym w kijowskim okręgu wojskowym było ok. 45 tys. żołnierzy rosyjskich[16].

Należy pamiętać, że poświęcenie powstańców nie było daremne. Bronili honoru narodu i stworzyli heroiczny narodowowyzwoleńczy etos dla przyszłych pokoleń. Bohaterska walka żytomierskiej kawalerii płk. Różyckiego zapisała się w historii naszej ziemi złotymi zgłoskami.

Włodzimierz Iszczuk

PRZYPISY

  1. Ewa i Bogumił Liszewscy, Dzielne Polki, Warszawa 2013, s. 9-14.
  2. Tadeusz Borowski, Szczegóły o Karolu Różyckim i rodzinie, 1, Lwów 1900.
  3. Michał Czajkowski, Pamiętniki Sadyka Paszy Michała Czajkowskiego, Lwów, 1898.
  4. Kostrycia, R. Kondratiuk, Żytomierz: Podręcznik krajoznawstwa, wyd. II poszerz. i popr., Żytomierz 2007, s. 464. (Костриця М.Ю., Кондратюк Р.Ю., Житомир: Підручна книга з краєзнавства, 2-е вид., випр. й доп., Житомир 2007, с. 464).
  5. Według Encyklopedii PWN [https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/Bobrowski-Stefan;3878741.html dostęp data: 15.09.2021] Bobrowski Stefan, ur. 22 IV 1840, Terechów k. Berdyczowa.
  6. I. Sztakelberg, Pamiętniki o polskich spiskach i powstaniach 1831-1864 N.W. Berga: powstanie dzieła i jego losy, [w:] Przegląd Historyczny, t. 59 nr 1, s. 41-66, https://bazhum.muzhp.pl/media/files/Przeglad_Historyczny/Przeglad_Historyczny-r1968-t59-n1/Przeglad_Historyczny-r1968-t59-n1-s41-66/Przeglad_Historyczny-r1968-t59-n1-s41-66.pdf [dostęp data: 15.09.2021].
  7. Kostrycia, R. Kondratiuk, Żytomierz: Podręcznik krajoznawstwa, wyd. II poszerz. i popr., Żytomierz 2007, s. 464. (Костриця М.Ю., Кондратюк Р.Ю., Житомир: Підручна книга з краєзнавства, 2-е вид., випр. й доп., Житомир 2007, с. 464).
  8. Ibid.
  9. Marian Dubiecki, Edmund Różycki. Szkic biograficzny, Kraków 1895.
  10. Władysław Karbowski, Zygmunt Padlewski 1835-1863, Warszawa 1969.
  11. Marian Dubiecki, Na Kresach i za Kresami. Wspomnienia i szkice, Kijów 1914.
  12. Ibid.
  13. Kostrycia, R. Kondratiuk, Żytomierz: Podręcznik krajoznawstwa, wyd. II poszerz. i popr., Żytomierz 2007, s. 464. (Костриця М.Ю., Кондратюк Р.Ю., Житомир: Підручна книга з краєзнавства, 2-е вид., випр. й доп., Житомир 2007, с. 464).
  14. Ibid.
  15. Ibid.
  16. Marian Dubiecki, Edmund Różycki. Szkic biograficzny, Kraków 1895.